Renata Kasprzycka przypomniała, że reprezentuje dwie firmy - Jawo i Ajinomoto Jawo, które ze względu na kanał sprzedaży w różny sposób odczuwają skutki pandemii.
- Jawo, produkując tradycyjne wyroby polskiej kuchni głównie na rynek polski i rynki polonijne, radzi sobie ze skutkami pandemii nie najgorzej. Oczywiście wiele czynników miało wpływ na nasze otoczenie handlowe: chwilowe odmrożenie gastronomii, późniejsze jej zamknięcie, zamknięcie szkół, wzrost sprzedaży w sklepach itd. - dodaje.
Prezes firmy Jawo wskazuje, że w dobie pandemii sprawdziła się dywersyfikacja kanałów sprzedaży.
- W początkowym okresie trwania pandemii przynosiło to zadowalające efekty. Olbrzymi wpływ na wyniki sprzedażowe w Jawo ma okres przedświąteczny, więc trudno w chwili obecnej precyzyjnie komentować ten rok, ale pewno nie uda nam się osiągnąć zamierzonych wyników bez udziału rynku gastronomicznego, a ten wciąż jest niemal całkowicie zamknięty - wskazuje.
Renata Kasprzycka przyznaje, że najbardziej niepokoi ją sytuacja na rynku gastronomicznym.
- Widzimy, że tygodnia na tydzień sytuacja tego sektora się pogarsza. Na tę część naszego biznesu trudno patrzeć z optymizmem. Przygotowujemy oczywiście nowe dedykowane produkty i wsparcie dla gastronomii, aby uzyskać jak najlepsze efekty jej „odmrażania”. Ale obawy pozostają - dodaje.
Z kolei Ajinomoto Jawo, produkując na rynki gastronomii etnicznej we Francji i Wielkiej Brytanii, jak mówi nasza rozmówczyni, przeżyło prawdziwy szok.
- Praktycznie od kwietnia do czerwca cały rynek zamarł i trudno było wyrokować jak sytuacja się rozwinie. Ale po pierwszym szoku gastronomia się odbudowała i dziś radzi sobie znacznie lepiej niż gastronomia w Polsce. Sprzedaż dań na wynos jest wielokrotnie wyższa (porównując do Polski). Staramy się zatem reagować, realizować rosnące zmówienia i mniej obawiamy się fali upadłości na tych rynkach - dodała.
Więcej czytaj na www.portalspozywczy.pl.