Gastronomia po pandemii ma fatalną prasę, która spowodowała, że klienci po prostu nie przychodzili. Można powiedzieć przekornie, że najpopularniejszym punktem gastronomicznym w kurortach turystycznych były takie sklepy jak Dino czy Biedronka – mówi Katarzyna Michalska, doradca gospodarczy.
Czy sezon wakacyjny okazał się dobrym czasem odbicia dla branży gastronomicznej? Eksperci mają wątpliwości o czym może świadczyć m.in. opinia Tatrzańskiej Izby Gospodarczej, której członkowie twierdzą, że turyści częściej stołowali się w fast-foodach niż karczmach i restauracjach. Opinię tę potwierdzają specjaliści z Centrum Doradztwa Gospodarczego Kiżuk & Michalska.
– Współpracujemy obecnie z kilkunastoma restauracjami i opinie w wielu przypadkach są podobne. Gastronomia po pandemii ma fatalną prasę, która spowodowała, że klienci po prostu nie przychodzili. Można powiedzieć przekornie, że najpopularniejszym punktem gastronomicznym w kurortach turystycznych były takie sklepy jak Dino czy Biedronka – mówi Katarzyna Michalska, doradca gospodarczy.
– Fatalną prasę zrobił tutaj temat „paragonów grozy”. Media wręcz przerzucały się skargami na drogie ryby, drogie lody, zbyt wysokie ceny dań w restauracjach. Mieszkańcy stali się bardzo wrażliwi i widząc wzrost cen po prostu rezygnowali z żywienia się w restauracjach, karczmach czy smażalniach ryb. Obiektywnie musimy stwirdzić, że ceny na pewno poszły do góry. Byłabym jednak daleka od mówienia, że to jakieś kosmiczne wzrosty. Wszystko jest droższe, po prostu – dodaje ekspertka.
Czytaj więcej: dlahandlu.pl
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.