Gin, to najprościej mówiąc, wódka z dodatkiem jałowca, a także innych botaników. Samuel Johnson, autor wydanego w 1755 roku słownika języka angielskiego, definiował gin jako „alkohol powstały w wyniku destylacji jagód jałowca”. Znany od co najmniej XV wieku (jako jałowcówka), choć pierwsze bardziej złożone zachowane receptury ginu pochodzą z Niderlandów z połowy XVII wieku.
Choć gin narodził się prawdopodobnie we Włoszech lub dzisiejszej Holandii, to od dawna kojarzony jest przede wszystkim z Wyspami Brytyjskimi. W XIX wieku w wiktoriańskiej Anglii bardzo popularne stały się bary wyspecjalizowane w serwowaniu ginu, zarówno w koktajlach jak i w szotach. Zwane Gin Palace, Pałace Ginu, były to miejsca naprawdę dobrze prosperujące. W swojej książce „The Book of Gin” Richard Barnett opisuje taki Gin Palace przy Holborn Hill w Londynie. Nazywał się Thompson & Fearon’s, a jego właściciel wydał równowartość dzisiejszego pół miliona funtów, zatrudniając topowego architekta, by stworzyć luksusowy wystrój. Te Pałace Ginu były jednocześnie miejscami dostępnymi dla wszystkich, zarówno robotników, jak i klas wyższych, oczywiście z osobnymi salami, ale sam alkohol oferowano dostatecznie tanio, by wykształtowała się tak typowa i dziś w Anglii kultura barów, jako miejsc spotkań towarzyskich – public houses.
Jednym ze stałych bywalców takich barów, a także wielkim miłośnikiem ginu, był Charles Dickens. Autor „Opowieści wigilijnej” w swoich książkach z sarkazmem i smutkiem pisał o brytyjskim pijaństwie, ale jednocześnie uważał, że jest ono efektem biedy, a nie upadku obyczajów czy tym bardziej zbytniej dostępności alkoholu. W cyklu pamfletów, jakie drukował na łamach „Monthly Magazine”, Dickens wielokrotnie opisywał Pałace Ginu, grzmiąc do orędowników prohibicji, żeby zamiast szukać sposobów jak zamykać bary, poszukali recepty na ludzką biedę.
Od najdawniejszych czasów gin mieszano – z sokami cytrusów, przyprawami korzennymi, innymi ziołami (tak narodziły się: punch, angielskie kordiały, gimlet). Prawdziwa rewolucja nastąpiła w XIX wieku, kiedy pojawiły się napoje gazowane, na czele z tonikiem, ale też inne ważne składniki koktajli, jak krople bitters (Peychaud, Angostura) i wermuty. Przez długie dziesięciolecia gin był najpopularniejszym składnikiem long drinków.
Od lat 90. XX wieku obserwujemy rewolucję ginu w Europie. Zaczęło się w 1987 roku od pojawienia się marki Bombay Sapphire – bardziej cytrusowej niż inne giny, prezentowanej wówczas w nowych błękitnych butelkach. Bombay Sapphire pokazał kierunek ewolucji ginu, w stronę alkoholi premium. Odrodzenie nastąpiło także w Holandii i Belgii, a w USA zaczęły powstawać małe destylarnie, które produkują bardzo różnorodne alkohole w małych partiach. Gin wzbogacił się o aromaty kwiatów czy słodkich owoców. Obecnie można naliczyć już ponad 200 składników – korzeni, kwiatów, owoców czy ziół – wykorzystywanych do produkcji ginu.
Kraftowe marki ginu powstają w ostatnich latach także w Polsce. Do obecnych wcześniej na półkach polskich etykiet, jak Lubuski z Torunia czy Charley’s z Kalisza, dołączyło wiele nowych, m.in.: Herbarius z Krakowa, Breslauer z Wrocławia, Wilczy Gin ze Stanicy, Awiator z Grodkowa, Jonston z Leszna, Heritage Gin ze Szczecina, 24 Herbs z Radomia, Gin z Polskich Botaników oraz Six Season Gin z Warszawy, Forest Gin i Masuria Gin z Murowanej Gośliny i inne. Destylowane w alembikach, według starannie przygotowanych receptur, są tak bogate w aromaty, że warto ich spróbować bez toniku – wówczas odkryjemy ich różnorodność i zrozumiemy, dlaczego dobry gin kosztuje często ponad sto złotych za butelkę.
Polskie giny coraz częściej są też doceniane za granicą, zdobywają medale w prestiżowych konkursach, w tym w 2022 roku złote medale w Londynie dla 24 Herbs Gin i Heritage Magnolia Gin.
Liderem rynku rzemieślniczych ginów w Polsce w ciągu dwóch lat stał się 24 Herbs, ze sprzedażą ponad kilkudziesięciu tysięcy butelek w zeszłym roku. Jest to jedyny kraftowy gin w cenie poniżej 90 zł. Jednak nie tylko cena wpływa na jego rosnącą popularność. Gin ma atrakcyjne opakowanie, dedykowaną butelkę, która powstała w polskiej hucie szkła. To gin złożony z 24 botaników, część z nich była destylowana osobno, w rezultacie jest to kompozycja ośmiu różnych destylatów. Wykorzystane botaniki to: rumian rzymski, cytryna, skórka cytryny, kwiat rumianku, ziele nostrzyka, tymianek, ziele centurii, mięta pieprzowa, dzięgiel (korzeń oraz nasiona), wrotycz kwiaty, kardamon, dziewanna, kwasja gorzka, goryczka, goździki, kora chininy, piołun, kardamon, skórki dwóch różnych odmian pomarańczy, a także wysuszonego owocu pomarańczy i wrotycz.
Aromat ma bardzo rześki, przyjemny, nuta zielonego ogórka, melona, igliwia. Alkohol całkowicie schowany, lekko cytrusy, jałowiec dopełniający w tle. Delikatnie słodka nuta warzywna z dzięgla, lekko skórka czerwonego grejpfruta. I jeszcze zioła prowansalskie. W smaku również rześki, wciąż wyraźne nuty ogórkowo-melonowe, czy nawet arbuzowe, słodkie cytrusy, pomarańcze, ale po pierwszym słodkim wrażeniu smak zaczyna przechodzić w kierunku ostrzejszym – jałowiec, pieprz, igliwie, jest też zaskakująca, słodka, bardzo przyjemna na końcu nuta, która kojarzy się z żywicą z Chios (mastyks). Finisz konsekwentny, nie ma tej nuty mastyksu, jest za to pewna kwiatowość (irys), pudrowość, ale też dużo przyjemnego ogórka. W klasycznym koktajlu G&T – w pierwszej chwili czuć cytrus, potem dopiero dzięgiel i jałowiec. Bardzo rześko, rozkwitająca wiosna, dochodzą do głosu żółte owoce.
Rodzina 24 Herbs to także dwa giny smakowe. 24 Herbs Gin Mango & Lime ma zapach bardzo rześki, limonka zaprasza do próbowania, zaraz odzywa się jałowiec, kardamon i lekko dzięgiel, a w tle egzotyczne owoce – pomarańcza, mango, limonka, cytryna… Smak również rześki, delikatnie gorzkawy – arcydzięgiel, wrażenie migdałowości, bardziej zielone szyszki niż jałowiec, dużo olejków cytrusowych, gorzka pomarańcza, grejpfrut, cytryna, limonka w ustach, też gorzko-tłuste liście tui. Finisz jest wytrawny, nie ma tu słodyczy mango, jest kwaśna limonka, jest dużo jałowca, jest pieprz, kardamon, lekko imbir. Rześki gin w sam raz do klasycznego gorzkiego toniku. Kolejny w serii 24 Herbs Gin Cucumber & Mint ma zapach rześki – ogórek, melon, mięta, limonka, zioła, dużo tymianku. W smaku cierpki, czuć cytrusy, ogórek, koper, miętę, jakby pokrzywę i sporo jałowca. Ukłucie jałowca też bardzo wyraźne w finiszu- zielone szyszki, igliwie, do tego rześki ogórek i rześka mięta, pieprz i ziołowa goryczka – jak melisa, werbena.
Przykład rodziny smakowej 24 Herbs Gin, to odpowiedź na zmieniające się oczekiwania konsumentów. Minęły czasy, kiedy królował niepodzielnie gin & tonic, a w dodatku tonik klasycznie oparty na gorzkim smaku kory chinowca. Różnorodność receptur ginów w ostatnich latach została bardzo szybko zrównoważona kreatywnością producentów napojów gazowanych, obecnie mamy do ginu napoje o smaku rabarbaru, kwiatów czarnego bzu, cytrusów, jabłek, ogórka, róży, przypraw korzennych, ziół śródziemnomorskich i wiele innych.
Dzięki dodatkom kwiatów i aromatycznych owoców gin stał się lżejszy, bardziej „wiosenny”. Jagody jałowca mają wprawdzie w sobie nieco słodyczy, ale przede wszystkim są ostre, a do klasycznego ginu London Dry tradycyjnie dodaje się też innych ostrych składników: pieprzu, imbiru, kardamonu, ziela angielskiego oraz cytrusów, które wprawdzie dają rześkość, ale też dopełniają pikantną naturę ginu. Pamiętajmy jednak, że gin powstał nie jako popularny składnik orzeźwiających koktajli, lecz jako lekarstwo. Jako twórcę formuły ginu w wielu źródłach podawane jest nazwisko Franciscusa Sylviusa, czy też Franza de le Boë, jak się naprawdę nazywał. Ten żyjący w latach 1614-1672 niderlandzki lekarz, botanik i alchemik, stworzył katedrę medycyny na Uniwersytecie w Lejdzie, która słynna jest do dziś. Był autorem podręcznika medycznego „Praxeos medicae idea nova”, który ukazał się w 1671 roku. Doktor Sylvius opracował formułę opartego na ekstraktach jałowcowych medykamentu, który miał rzekomo leczyć „gorączki tropikalne” u holenderskich osadników, wyprawiających się do zamorskich kolonii. Ów jałowcowy roztwór z alkoholem chętnie był nadużywany, bynajmniej nie w celach medycznych, choć jego smak musiał być na tyle nieprzyjemny, że już w XVIII wieku zaczęto serwować gin z wyciśniętym sokiem z limonki – tak narodził się popularny do dzisiaj koktajl gimlet.
Pod koniec lat 90. XX wieku producenci zaczęli eksperymentować z recepturami znanymi obecnie jako pink gin. Uzupełnieniem tradycyjnej formuły były dodane owoce maliny lub truskawki, potem też poziomki. Pomysł natychmiast chwycił, pojawiło się też wiele nowych receptur koktajlowych z całymi owocami maliny lub jeżyny w szklanicy z ginem, tonikiem i lodem. Okazało się, że słodszy, lekki gin bardzo odpowiada zwłaszcza młodemu pokoleniu. Dlaczego zatem nie eksperymentować dalej? Gin Hendrick’s zbudował swoją renomę na dodatku płatków róży i zielonego ogórka. Marka ginów Malfy bazuje na włoskich pomarańczach i bardzo aromatycznych odmianach cytryn. Są giny z dodatkiem soków z ananasa, kiwi, jagód, agrestu, czarnego bzu, rabarbaru, mięty, chmielu, a nawet giny z ziarnami kawy czy kakao. Zaczęły też pojawiać się giny starzone, leżakowane w beczkach z dębu i innego rodzaju drewnie, jak akacja czy jesion, a nawet z drewna jałowca. Giny pachnące torfem z beczek po whisky z Islay, słodkie z beczek po sherry czy porto, goryczkowe z beczek po piwie, winogronowe z beczek po grappie itd.
Także polscy producenci coraz śmielej wprowadzają nowatorskie receptury smakowych ginów. Są to wspomniane receptury 24 Herbs Gin, ale też np. marka Lubuski wprowadziła m.in. smaki: truskawki, jagody, gorzkiej pomarańczy oraz gin starzony, Stock z Lublina ma gin ananasowy czy truskawkowy, Wolf & Oak robi m.in. gin poziomkowy i ananasowy, marka Herbarius z Krakowa oferuje bardzo ciekawe edycje starzone w beczkach po: rumie, bourbonie, tequili, czy bardzo słodkiej sherry pedro ximenez.
Rzadko próbujemy gin samodzielnie, zwykle stanowi komponent orzeźwiających napojów. Komponując botaniki, aromaty i smak ginu, jego twórca zawsze ma na uwadze, że alkohol ten będzie podawany w koktajlach typu long drink, a zatem ważne jest jak będzie smakował w połączeniu ze swoimi najbardziej typowymi koktajlowymi towarzyszami: tonikiem, lemoniadą cytrynową czy wermutem. Najbardziej klasyczne koktajle z ginem to: gin & tonic, gimlet, negroni, martinez czy gin fizz.
Uważany jest za jeden z najstarszych koktajli alkoholowych, znany już na pewno w XVIII wieku. Do ginu dodaje się soku z cytryny lub limonki. Często używany był podczas dalekich rejsów, a także w tropikalnym klimacie, chroniąc przed szkorbutem i tropikalnymi chorobami, głównie ze względu na bardzo dużą zawartość witaminy C i oczyszczające cechy samego jałowca. Koktajl możemy w prosty sposób przygotować sami – wystarczy do szerokiego kielicha wlać 60 ml ginu, 15 ml soku z cytryny lub limonki i 7 ml syropu cukrowego, oczywiście schłodzić wszystko z kostkami lodu w szejkerze.
Ten koktajl narodził się we Florencji na początku XX wieku. Wlejmy do szklanki 30 ml ginu, 30 ml słodkiego czerwonego wermutu i 30 ml Campari, dodajmy lodu, wrzućmy kawałek pomarańczy i orzeźwiający, pachnący ziołami i pomarańczami koktajl gotowy.
To bardzo elegancki koktajl, często podawany podczas przyjęć. Jego recepturę opisywano już w XIX wieku. Jest smaczny, słodko-gorzki, z nutą migdałową. Na jedną porcję dajemy 45 ml ginu, 45 ml słodkiego czerwonego wermutu, łyżeczkę likieru Maraschino (można zastąpić słodką wiśniówką) i kilka kropli bitters. Chłodzimy z kostkami lodu w szejkerze i wlewamy do eleganckiego kieliszka.
Więcej na portalspozywczy.pl
Nie przegap najważniejszych wiadomości
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.