Pomimo warunkowego otwarcia stoków, producenci czy dystrybutorzy sprzętu narciarskiego i snowboardowego stoją na krawędzi bankructwa. Spowodowaną trwającym ponad 3 miesiące (od listopada do prawie połowy lutego) zakazem korzystania z tras narciarskich stratę szacują dziś na kilkadziesiąt milionów złotych. Pojawiająca się ostatnio informacja o ewentualnym, ponownym zamknięciu stoków mogła by stać się dla nich śmiertelnym ciosem. Gdyby zapadła taka decyzja, byłaby ona całkowicie pozbawiona podstaw – uważają.
- Podejmowanie jej na podstawie jednego, ekstremalnego przykładu, jaki przedstawiły media, stawiało by władze w bardzo złym świetle: jako tych, którym wystarczy zaledwie pokazać jeden moment swoistego „spiętrzenia” stojących w kolejce do wyciągu narciarzy, zwłaszcza, że chwilę później sytuacja została już rozładowana, by podejmować decyzje, od których zależy los całej branży i tysięcy zatrudnionych w niej osób – zwraca uwagę Arkadiusz Walus z Komitetu Narty Snowboard Outdoor, przytaczając medyczne opinie dotyczące rzeczywistego zagrożenia zarażeniem się COVID 19: - Okres inkubacji wirusa trwać może około tygodnia, a nawet kilkanaście dni, dlatego straszenie ponownym zakazem zaraz po pokazaniu chwilowego tłoku na stoku to krzywdzące działanie wymierzone w branżę, która dziś ledwo wiąże koniec z końcem, a do tego cały czas pozbawiona jest pomocy od państwa i od PFR – uważa Arkadiusz Walus.
Czytaj więcej: propertynews.pl