- Mamy dzisiaj mniej transakcji niż przed pandemią o parę procent, wzrosła za to dramatycznie, bo o ok. 40 proc., średnia wartość rachunku - mówi nam Adam Ringer, prezes Green Caffè Nero.
- Jestem zaangażowany w rozwój sieci kawiarnii od 20 lat i chyba nigdy nie czuliśmy się tak niepewnie jak obecnie, wynika to m.in. z braku zrozumienia rynku - mówi nam Adam Ringer, prezes Green Caffè Nero.
Adam Ringer zwraca uwagę, że dzisiaj na rynku występuje wiele różnych elementów, które nie łączą się w jedną, spójną całość.
- To, co było prawdą przed pandemią dzisiaj już nią nie jest i na odwrót. Nastąpiła olbrzymia zmiana na rynku. Najbardziej oczywista to ta związana z tym gdzie są ludzie, nasi klienci. Dawniej byli w centrach dużych miast, w biurach, dzisiaj jest ich tam znacznie mniej. To nie tylko polski fenomem - bo podobnie jest w Stanach Zjednoczonych i całej Europie. Nasi konsumenci po pandemii w poniedziałek i piątek pracują w domach, w pozostałe dni z biur. Jeśli były kawiarnie nastawione na pracowników biurowych, to rynek im nagle spadł o 40 proc. - wskazuje Adam Ringer.
Zdaniem eksperta dzisiaj klienci kawiarni są w dzielnicach mieszkaniowych i na przedmieściach, sporo czasu spędzają w domach.
- Na szczęście jesteśmy zwierzętami stadnymi i samotne obcowanie z ekranem laptopa w zaciszu domowym nie jest wystarczające. Stąd coraz więcej osób wychodzi z domów - chętnie do kawiarni. Nasze lokale na przedmieściach pękają w szwach. Dlatego pracujemy nad nowymi otwarciami. Tam, poza centrami miast, notujemy olbrzymi wzrost jeśli chodzi o transakcje jak i liczbę klientów. Z kolei w dzielnicach biurowych jesteśmy w zupełnie innym miejscu niż przed pandemią. Kolejny fenomem jest znacznie trudniejszy do wytłumaczenia - bo mamy mniej transakcji niż przed pandemią o parę procent, wzrosła za to dramatycznie, bo o ok. 40 proc., średnia wartość rachunku - z czego znacząco wzrosła sprzedaż nie napojów a jedzenia - przyznaje Adam Ringer.
Z czego to wynika?
- Myślę, że kawiarnie zaczęły konkurować z restauracjami. To tańsza opcja, a dalej może być elegancko. Ten fenomen nie jest nowy, obserwowaliśmy to już w czasie kryzysu finansowego w 2008 r. - wtedy restauracje płakały, ludzie oszczędzali, panowała duża niepewność w związku z tym, że rynki finansowe się zawaliły, a my nie mieliśmy powodów do narzekania - wspomina Adam Ringer.
- Mimo, że mamy spory wzrost sprzedaży w lokalach na przedmieściach, to jednak czujemy się jak w oblężonej twierdzy. Wszyscy dostawcy wyciągają ręce po więcej pieniędzy a my jesteśmy ściśnięci między malejącym portfelem konsumenta, bo pauperyzacja klasy średniej staje się faktem, a wzrostem kosztów. A koszty rosną z każdej strony, wzrosły czynsze, płaca minimalna. Podrożało wszystko - pieczywo, jaja, mleko, masło, mąka. Koszty energii wzrosły trzy razy, zapisaliśmy się na pomoc rządową ze względu na to, że chcemy eliminować ryzyko - wylicza Adam Ringer.
- Po wybuchu wojny w Ukrainie ludność Warszawy w ciągu 2 miesięcy wzrosła o 15 proc. i dzisiaj mamy sporo klientów mówiących po Ukraińsku i dużo personelu z tego kraju, głównie młodych kobiet, które świetnie się adaptują, tak było już przed agresją Rosji - mówi Adam Ringer.
Nie przegap najważniejszych wiadomości
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.