Ogromny napływ uchodźców ze wschodu już widać w wynikach sprzedaży, a to dopiero początek. Po wzroście w żywności na ożywienie liczą także placówki gastronomiczne czy sklepy odzieżowe - podaje w piątek (1 kwietnia) "Rzeczpospolita".
Gazeta przypomina, że "do Polski w kilka tygodni przyjechało już ok. 2,4 mln Ukraińców, co od razu znalazło odbicie w sprzedaży, zwłaszcza podstawowych produktów spożywczych, masowo wysyłanych również w transportach humanitarnych na tereny objęte wojną".
''W dłuższej perspektywie tak wielki napływ osób będzie miał przełożenie na cały sektor handlowy, który już się na taki scenariusz szykuje.
- Jeśli przyjąć stawkę dzienną na podstawowe utrzymanie na poziomie ok. kilkudziesięciu złotych, oznacza to wzrost przychodów o ok. 2-3 mld zł miesięcznie. Do tego pewnie drugie tyle na różnego rodzaju inne produkty: odzież, obuwie, kosmetyki, w tym też, choć w znacznie mniejszym stopniu, dobra trwałe - mówi "Rzeczpospolitej" prof. Robert Kozielski z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego.
I dodaje: - Warunkiem przełożenia się tego zjawiska na trend wzrostowy w handlu detalicznym jest dysponowanie odpowiednimi środkami finansowymi. Będą pochodziły z kilku źródeł: środki przekazywane z budżetu, organizacji pozarządowych, środków własnych tych osób oraz wreszcie pracy zarobkowej.
Według dziennika, "sklepy już się szykują na napływ nowych klientów, w ogromnej części nieznających nawet języka".
- Po pierwszym szoku migranci zaczynają próbować normalnie żyć - zarabiać, a także wydawać pieniądze - na początku są to głównie podstawowe produkty, ale wraz z osiedlaniem się będzie następował też wzrost popytu na dobra trwałego użytku - mówi Jolanta Tkaczyk z Katedry Marketingu Akademii Leona Koźmińskiego.
Nie przegap najważniejszych wiadomości